logo
 

Katoflix

A
A
A
 
Piotr Jordan Śliwiński OFMCap
Koalicja przeciw grzechowi, czyli nie taka spowiedź straszna

"Jaka sympatyczna niedziela" – myślałem, idąc przez nasz dziedziniec z tyłu do kościoła. Do konfesjonału, który znajduje się w naszej świątyni, łatwiej dotrzeć przez dziedziniec, niż przepychając się przez jej zapełnione ludźmi wnętrze.

Otwierając konfesjonał, usłyszałem dziwne słowa: "Idź, idź do spowiedzi!". Zobaczysz, jak ci ksiądz nagada. Kątem oka zobaczyłem chłopca, który, co prawda, sięgał głową ponad stół, ale tylko trochę. Kobieta towarzysząca mu, prawdopodobnie mama, wysyłała go z takim komentarzem do sakramentu pokuty. Nie dziw, że malec wszedł do konfesjonału z nietęgą miną i rozpoczął spowiedź drżącym głosem. Spodziewał się ostrych słów z mojej strony. Parę miesięcy później, w zupełnie innym miejscu, proboszcz poprosił mnie o pomoc w spowiedzi. Przyszedł do konfesjonału mężczyzna, który w wielkiej jak bochen pięści ściskał książeczkę od Pierwszej Komunii Świętej. I choć prawdopodobnie jednym uderzeniem mógłby mi przetrącić kark, to drżał i trząsł się w trakcie spowiedzi, jak chłopiec, który za chwilę zostanie ukarany dotkliwie za jakieś wykroczenie.

Mali i duzi, młodzi i starzy, tak różni, a tak podobni w dużym lęku przed sakramentem pokuty. A przecież ten sakrament jest świętem pojednania, miłosierdzia, bliskości Boga pochylającego się z dobrocią nad człowiekiem. Jakie są źródła obaw i lęków przed spowiedzią? Zagadnienie godne porządnej kwerendy przeprowadzonej przez socjologów lub psychologów. Wyniki z pewnością byłyby interesujące. Nie mając jednak takich możliwości, oprę się na własnych obserwacjach zwykłego miejskiego duszpasterza i spowiednika.

Straszenie spowiedzią

Pierwszą przyczyną lęku chrześcijanina przed sakramentem pojednainia bywa straszenie małego jeszcze dziecka spowiedzią, jak to miało miejsce we wspomnianym przykładzie. Bywa, że w dobrym zamiarze z sakramentu pokuty czyni się instytucję opresji. Najczęściej jest to tylko fragmentaryczne postrzegania chrześcijaństwa, a ostatecznie nierzadko i Boga samego, w perspektywie zakazu, opresji i możliwej kary przekroczenie któregoś z tych zakazów. Zwykle wtedy kapłan, a spowiednik szczególnie, są traktowani jak policjanci z drogówki namierzający kierowcę przekraczającego dozwoloną prędkość. Podstawową troską jest wtedy, jak nie dać się złapać czy ewentualnie, jak się wykręcić od zapłacenia mandatu. Podobnie w sakramencie podstawową troską jest jak najszybsze jego zakończenie, ewentualnie jak najmniej trudne jego przeżycie. Wychowanie w takim duchu, straszącym Bogiem, księdzem, albo i jakąś nagłą karą, prowadzi w najlepszym wypadku do przepełnionego lękiem życia religijnego, a w najgorszym do zupełnego odrzucenia sakaramentu pokuty bądź w ogóle katolicyzmu. Podstawowym błędem jest tu wykrzywienie ewangelicznego obrazu Boga i Kościoła poprzez ich upolicyjnienie.

Zamazane zostają centralne elementy ewangelicznego orędzia, które przedstawia Boga jako Kogoś poszukującego człowieka i obdarzającego go swoją miłością przebaczającą. To obraz Miłosiernego Ojca mistrzowsko namalowany przez Chrystusa w przypowieściach – zwłaszcza tych zawartych w 15. rozdziale Ewangelii według św. Łukasza, jasno wyrażony w pięknym stwierdzeniu św. Pawła z Listu do Rzymian: „Bóg zaś okazuje nam swoją miłość przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami“ (Rz 5, 9). Chrześcijanin, owszem, ma stawać w prawdzie o sobie i swoim życiu, ale nawet jeśli przekonuje się o swoim grzechu, to dzięki wierze odkrywa, że nie jest to prawda ostateczna o jego życiu.

 
strona: 1 2
 
   Reklama   |   Wspomóż nas   |   Kontakt   |   Księga Gości   |   Copyright (C) Salwatorianie 2000-2022   |  Facebook