Po pierwsze: Bóg kocha i traktuje wszystkich tak samo! I nie jest to modne przekonanie, ale fakt. Jak pisze Św. Jan: "W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował" (1J 4,10), a Św. Paweł dodaje, że On "pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy" (1Tm 2,4). Po drugie: dowodem na to, że i bez spowiedzi (a nawet bez chrztu!) można być zbawionym jest ów łotr, któremu Jezus powiedział: "Dziś będziesz ze mną w raju" (Łk 23,43). Sęk jednak w tym, że sakrament pokuty i pojednania to nie pralka, do której się raz na jakiś czas wrzuca zabrudzone grzechami łachy i wyjmuje czyste. To dla mnie przede wszystkim miejsce uzdrowienia i nabrania sił. Coś jak oaza na pustyni. Mówisz, że nie robisz niczego złego, zapewne w tym sensie, że nie zabijasz, nie kradniesz itd. Popatrz jednak na swoje życie z drugiej strony: czy rzeczywiście robisz wszystko to, co dobre, czy niczego nie omijasz, nie zaniedbujesz? W całym naszym życiu nie chodzi głównie o to, żebyśmy nie czynili niczego złego, lecz przede wszystkim, byśmy z całych naszych sił pomnażali dobro. A to bez łaski Bożej jest trudne, prawie niemożliwe. Polecam Ci w tym względzie pogłębioną lekturę przypowieści o talentach (Mateusz 25,14-30), a także artykuł O. Dariusza Kowalczyka SI pod tytułem "Dlaczego Święty Augustyn nigdy się nie spowiadał?", który znajdziesz w internecie pod adresem:
www.mateusz.pl/duchowosc/dk-spowiedz.htm Pozdrawiam.
Fabian Błaszkiewicz, jezuita