logo
 

Katoflix

A
A
A
 
pytanie i odpowiedź
Kto się gorszy byle czym niech dalej nie czyta...
Kto się gorszy byle czym niech dalej nie czyta, bo właśnie wychodzę z siebie, choć postaram się trochę utemperować język bo mogą nas czytać dzieci. Byłem właśnie do spowiedzi. Chciałem się do niej solidnie przygotować. Spowiadam się z tego, co: (1) wyrzuca mi sumienie, (2) z tego co Kościół (nasz - rz.k) uznaje za grzech, choć ja nie czuje tu, choćbym nie wiem jak chciał być małostkowy, wyrzutów sumienia, a robię to tylko dlatego że Chrystus powiedział: "komu odpuścicie grzechy są im odpuszczone, komu zatrzymacie są im zatrzymane" J 20, 23. Jestem młodym, jeszcze samotnym facetem, nie z własnego wyboru. I tu jest całe nieszczęście. Oto bowiem za każdym razem mam się spowiadać z tego, że nie mogę jeszcze realizować swojej płciowości w małżeństwie (co jedynie jest w/g nauczania Kościoła Rzymskokatolickiego bezgrzeszne) i że mam problem z zagospodarowaniem swojego popędu i rozwiązuję to w sposób, podobno grzeszny, "samodzielnie", mimo że wcale nie z przywiązania, ale tylko po to żeby to przestało męczyć i przynajmniej na parę dni się ode mnie odczepiło. A "to" robić już grzech i do tego podobno ciężki (chyba dlatego że Kościołem rządzi jeszcze wiele osób którym pobożni katecheci wmawiali że od tego... "wysycha" stos pacierzowy - czyli kręgosłup). Współżycie z dziewczyną - też grzech i to jeszcze cięższy podobno. Ślub, w moim przypadku, albo nie ma mowy, albo - jak teraz np., nie ma z kim. Nawiasem mówiąc traktowanie jako grzech ciężki onanizmu, przynajmniej w tym zakresie jaki mnie dotyczy kłóci się z katechizmową definicją grzechu ciężkiego, jako w pełni dobrowolnego i świadomego - gdzie ta dobrowolność kiedy wręcz maltretuje (dokładnie tak!!!) nas popęd. To zjawisko dotyczy ponad 90% facetów w moim wieku i trochę młodszych, nastoletnich, a czasem zdarza się też, jak jest w jednym z pytań, w... małżeństwie. Mimo to w czasie ostatniej spowiedzi potraktowano mnie jakbym odstawał takim zachowaniem od większości, powiedziano że to zawsze grzech ciężki i dano różne GŁUPIE rady w rodzaju: nosić luźną bieliznę, spodnie, nie przyglądać się płci pięknej, czekać z położeniem się spać aż zacznie się zasypiać na siedząco itp. Stosując je to DOPIERO MOŻNA ZGŁUPIEĆ i to TOTALNIE! Ponieważ rozmowa była jak w przysłowiu: "mówił dziad do obrazu a obraz doń ani razu" tylko sobie pomyślałem: jeszcze brakuje: nie myć się w całości. Bo nawet gdy się do udzielonych rad zastosuję, a wiem to z doświadczenia niestety (bo już takich mądrych spowiedników miałem), wszystko się "zbierze" i odbędzie w trakcie mycia właśnie, pod prysznicem, i to przy zerowym już niemal udziale mojej woli. I co, znowu "grzech ciężki"? Czy myśmy już poupadali na głowy?!! Księdza rozumiem tylko o tyle, że widocznie dla niego to nie był aż tak duży problem, skoro zdecydował się zostać księdzem. Nie ma dwóch jednakowych organizmów - ja np. gdy sobie coś zabronię na jawie, to i we śnie pozostanie zabronione (i odwrotnie), więc u mnie ta metoda też odpada (chyba traktuję to wszystko za poważnie?). I pewnie dlatego też ten Ksiądz nie rozumie tego mojego szarpania się z samym sobą. Dla mnie i większości szeroko rozumianych rówieśników jednak jest problem i u mnie gdyby nie on, kto wie, może nawet za parę lat, wcale nie żartuję, nie wykluczam, że siedziałbym po drugiej stronie kratek. Dlaczego, do jasnej (...) jakiś grożący mi palcem ksiądz ma stawać pomiędzy mną a Panem Bogiem? Palę też papierosy (kilka hurtem też po tej spowiedzi) niestety i pewnie tym (choć staram się nałóg ograniczać) zaszkodzę ewentualnej przyszłej rodzinie, ale akurat z tego spowiadać się nie musiałem. Pewnie jakoś tak umknęło przy układaniu katechizmu... Ponieważ jednak zdarzali mi się w przeszłości też spowiednicy traktujący omawiany problem nieco lżej zapytałem też na tej spowiedzi co o tym sądzić. Odpowiedź: Ja ci mówię że to cudzołóstwo i do Komunii nie wolno, a jak jakiś inny ksiądz kiedyś powie Ci inaczej, to wtedy będzie można przystępować. Koniec cytatu. Mądre, prawda? Cudzołóstwo kojarzy mi się ze zdradzaniem, albo nawet chęcią zdradzania żony lub męża ("kto pożądliwie patrzy..." itd.) a myślę też że i własnej dziewczyny (czy dla dziewczyn: chłopaka), ale nie w tak bardzo i tak SAMOWOLNIE przez Kościół rozszerzonej definicji. Za szczere? Trudno. Lepszy szczery przyjaciel (to nie pomyłka!) od fałszywego wroga. Proszę mi tylko znowu nie pisać że coś próbuję wykrzyczeć i że szukam w Kościele "kozła ofiarnego" który... prześladuje słabszego z mocy urzędu. Nie znoszę obrony przez atak. Nie piszcie mi też że to ja się nadmiernie koncentruję na własnej seksualności. Nie piszcie ze u kobiet stawiam na pierwszym miejscu walory seksualne, co gorsza wygórowane w stosunku do moich odnośnych cech. Kobieta, czy żona, to nie rękawiczka i nie służąca tylko równorzędny i odczuwający człowiek, kierujący się niestety jak każdy młody człowiek zresztą, właśnie głównie atrakcyjnością seksualną płci przeciwnej. Chcę przez to powiedzieć że ewentualne małżeństwo z piękną POD KAŻDYM WZGLĘDEM kobietą wymaga też jej zgodnej woli, a PRZEZ SZACUNEK właśnie jako do człowieka a nie przez wmawiany mi egoizm nie stać mnie na to żeby jakiejś brzyduli (tu mam jakieś szanse), choćbym ją nie wiem jak szanował, zająć całe życie i mówić że ją kocham kiedy nic do niej nie czuję. Może znajdzie jakąś inną i co ważniejsze prawdziwą miłość. To dopiero byłby egoizm, gdybym szukał rozwiązania swojego problemu łapiąc na całe życie jakąś dziewczynę jak... taksówkę w podróż. Dalej, nie traktuje spowiedzi "z doskoku", jak pisze o. Jacek (13.04.2001, 00:04:48), wręcz przeciwnie, czuję się jakbym właził jak skończony cham, w jakichś w zabłoconych butach, co prawda na wyraźne zaproszenie Gospodarza, ale jednak... na dywany, w jakieś sacrum, którego wielkości zupełnie nie pojmuję a wyszukiwanie we mnie win tam gdzie ja ich zupełnie nie czuję nie pozwala mi spokojnie tego sacrum przeżywać. Przy czym moje sumienie wcale nie umarło: gdy komuś czymś czasem dokuczę, odzywa się natychmiast i tak natrętnie i nachalnie że najpóźniej w parę dni muszę to nadrobić. Czy ktoś rości sobie prawo być panem mojego sumienia, albo czy stać go na stwierdzenie inne niż: jak ci się nie podoba, nie musisz być w Kościele rzymskokatolickim? Najgorsze jest to że spowiedź to dla mnie katorga a nie radość i że potem jestem parę dni duchowo chory, co zresztą chyba widać po tym liście. Ale co, nie spowiadać się? Po Komunii stać mnie tylko na krótkie: Panie, pomóż mi to wszystko jakoś poukładać, choć Ci szczerze powiem, ze bladego pojęcia nie mam jakby to się miało stać. Jedyna nadzieja tylko że u Ciebie wszystko jest możliwe. Od dziś zaczynam się namolnie modlić, i niech mnie nikt z Was nie próbuje od tego odwodzić, o otwarcie oczu stanowiącym wykładnię moralności i grzechu dla duchowieństwa i wiernych w Kościele, żeby przestali dręczyć i maltretować młodych ludzi wyrabianiem w nich poczucia winy, STRASZYĆ Panem Bogiem, dawać takie jak wyżej opisywane rady, które prowadzą wprost do stanu odchyleń od normy. Jest w nas, sądząc po ilości młodych w kościele, a przynajmniej we mnie, TOTALNY GŁÓD BOGA i na litość boską, proszę go NIE ZABIJAĆ czynieniem przekleństwa z daru popędu i seksualności - to się niestety wciąż jeszcze robi. Nie potrzeba mi deklaracji, ale kto chce niech się po cichu do takiej modlitwy przyłączy. Nie ma się co bać, to będzie rzecz Pana Boga komu trzeba będzie kiedyś odpuszczać głupotę. Kto ma podobne problemy jak ja, powiem że Kościół, chyba ze strachu przed pomyłką, zawsze potrzebował czasu na zmianę swojego nastawienia do wielu oczywistych lub nowych rzeczy. Pan Bóg za to nigdy nie przestawał być miłosierny, choć wielu próbuje nam, dość udanie niestety, wkładać kij w to Boże miłosierdzie. Drodzy Jezuici. Czytam was na tych stronach i autentycznie bardzo szanuję bo widzę mądrość, odwagę i miłosierdzie właśnie, szczególnie u Ojca Dariusza, którego przepraszam za poprzednią po jego odpowiedzi i obecną nerwową reakcję. Musiałem tak napisać, ja po prostu nie znoszę fałszywego lukrowania. Fałsz i lizusostwo religijne wywołują u mnie odruchy wymiotne, a wg obserwacji obawiam się ze jest trochę ludzi wyznających konformistyczną zasadę, że "dzień bez podlizania się szefowi (tu- Panu Bogu) jest dniem straconym" . Ale jeśli jesteście oburzeni tym co napisałem i gdybyście chcieli znowu mi zarzucać wykrzyczanie moich poglądów, to wiedzcie że czasem krzyk jest ostatecznym wołaniem o pomoc. Nie mam niestety maila żeby do Was napisać i w którym można by czekać na odpowiedź, ale może będzie w przyszłości. Co zrobić? Ludzi mających takie problemy trochę jest. Może postaracie się i zamieścicie listę przykościelnych ośrodków czy osób pomagających, zgodnie ze zdrowym rozsądkiem (a nie wyjeżdżających z radami o spaniu na siedząco czy lekkiej kołdrze) i w zgodzie z religią, np. w 16 obecnych województwach. To jest moje pytanie na koniec tego przydługiego i obiecuję - ostatniego - już listu, przynajmniej w tej sprawie. Pora na pytania i rady głębsze od wyżej przytaczanych i mniej stresujące obie strony, bo to grozi zrobieniem z Pana Boga policjanta, i to niskiego stopnia (i o stosownych do rangi policjanta z kawałów poglądach) w naszych ogłupiałych umysłach i duszach. Pozdrawiam i proszę o modlitwę za mnie i ludzi o podobnych problemach.


Witam. Dobrze byłoby, gdybyś znalazł stałego, mądrego spowiednika, z którym mógłbyś regularnie pogadać. Celowo nie piszę więcej, bo jestem przekonany, że problemy, które podjąłeś, trzeba by przegadać twarzą w twarz. Szukaj stałego spowiednika - to moja rada. Jeśli napisałbys, skąd jestes, to moze moglbym podac jakies namiary na ewentualnego ojca duchownego. Sorry, jesli Cie rozczarowałem ta odpowiedzia.
Z Bogiem! Obiecuję oczywiście modlitwę.
Dariusz Kowalczyk, jezuita.

***

Szanowni Ojcowie, bardzo dziekuje za ten genialny pomysl, ktorego od dawna w internecie szukalem. Pisze bo jedna sprawa nie daje mi spokoju. Czesto od kilku lat sie onanizuje. Wiem, ze juz byla na ten temat mowa, przeczytalem wszystkie wiadomosci, ale nie znalazlem dokladnej odpowiedzi na moj stan, a bardzo mi na tym zalezy. Z tego co wywnioskowalem z wczesniejszych listow onanizm wcale nie musi byc grzechem ciezkim. Choc zaskoczyla mnie ta wiadomosc pisana przez osobe duchowna, to jednak od dawna wydaje mi sie, ze w moim przypadku nie jest to grzech ciezki, sumienie mi go nie wyrzuca (moze jest zle uksztaltowane) Ale pro imposibilia nemo tenetur. Ale moze probuje sie oszukac-wiec prosze mnie skarcic. Porownuje sie do ludzi, ktorzy m.in pala papierosy. Narazaja oni swoje zdrowie i innych na niebezpieczenstwo i z pewnoscia sie nie spowiedaja z tego i przystepuja do Komuni sw. A ja gdy sie onanizuje, nie robie ani otoczeniu krzywdy ani tak duzej sobie jak palacze. Dlaczego wiec mialbym nie przystepowac do Komuni. Bardzo bym chcial i z zazdroscia patrze na ludzi, ktorzy przyjmuja Pana Jezusa, a ja "wychowany po dawnemu" wole nie ryzykowac i nie ide, choc uwazam, ze niejednokrotnie przystapienie pomogloby mi, bo moze wewnetrzenie nie uwazalbym tego za "zakazany owoc". Zawsze sie tez z tego spowiadam obiecuje poprawe, ale wytrzymam maksymalnie tydzien. W moim wypadku chyba wpadlem w nalog i z tego co wywnioskowalem z listow Ojcow nalog zmniejsza odpowiedzialnosc za czyn, bo za rzeczy niemozliwe sie nie odpowiada. Rozumie, ze moglby byc to grzech ciezki gdybym kupowal odpowiednie do tego czasopisma. Zauwazylem, ze gdy sie wstrzymuje to czasami faktycznie pod naporem wewnetrznym sil zakupie takie. Gdy sie wstrzymuje to ciezko mi sie uczyc bo mysli mam daleko, wiec nie widze dlatego powaznego zla w swoim postepowaniu, bo gdy "sobie ulze" to ani nie wydaje pieniedzy na bardzo zly cel, moge sie uczyc itd. To drugie postepowanie jest chyba mniejszym grzechem niz to pierwsze. Wiec wydaje mi sie, ze ciezko nie grzesze i czy moglbym przystepowac do Komuni sw? I jeszcze jedno. W takim przypadku bylby to grzech lekki, z ktorego spowiadanie sie nie jest obowiazkiem- co wywnoskowalem z odpowiedzi na pytania. Czy to poprawne rozumowanie? Prosze o ustosunkowanie sie do mojego listu i doradzenie mi co mam zrobic. Polecam sie rowniez modlitewnej opiece, ja ze swej strony o niej zapewniam oraz jeszcze raz dziekuje za Wasze istnienie. Student z Poznania Ps. Prosze o opublikowanie mojego listu.

Musisz najpierw odpowiedziec sobie na kilka pytan. Czy dobrze Ci z Twoim nalogowym onanizowaniem sie i czy jedynym problemem jest "wdrukowane" poczucie grzesznosci onanisty? Czy chcialbys zyc tak, aby nie musiec sie onanizowac? W Twojej wypowiedzi bowiem cos mi sie nie podoba. Chyba to, ze wyglada na to, iz sprawe stawiasz tak: Powiedzcie mi, ze moj onanizm z takich czy innych powodow nie jest grzechem ciezkim, to ja bede nadal sie onanizowal, ale bede przystepowal do Komunii. Koncentrujesz sie na prawnej stronie zagadnienia. Zacznij od zastanowienia sie nad egzystencjalnym znaczeniem Twoich aktow. Kosciol chce ci powiedziec, ze nie musisz sie onanizowac, i ze wtedy bedzie Ci w gruncie rzeczy lepiej. Problem w tym, czy ta propozycja-obietnica w ogole Ci sie podoba. Moze wyznajesz zasade: "onanizujmy sie, ile wlezie, grunt zebysmy mieli dobre stopnie w szkole". Jesli jednak pociaga Cie perspektywa zerwania z onanizmem, to juz jest cos. To jest jakis punkt wyjscia. Zrobienie miejsca Panu Jezusowi, ktory ma moc wyzwalac nas z naszych nalogow. Wtedy bedzie mozna podjac rozwazanie, czy dana wpadka uniemozliwia przystapienie do Komunii, czy tez nie. Pewno nie jest tak, ze zawsze uniemozliwia.

Pozdrawiam.
Dariusz Kowalczyk, jezuita

 
 
   Reklama   |   Wspomóż nas   |   Kontakt   |   Księga Gości   |   Copyright (C) Salwatorianie 2000-2022   |  Facebook